Pięć lat temu kupiłam aparat cyfrowy, żeby móc szybko mrozić czas, zamykać obrazy w kadrze.
Obrazy zapełniły twardy dysk mojego laptopa, zamieniły się w pliki. Twory widzialne, a jednocześnie nienamacalne, utkane z wirtualnej materii cyfrowej.
Odtrąbiono już kres epoki albumów z pożółkłymi fotografiami. Nie usiądę już jak moja mama, czy babcia, nad pudłem pełnym zdjęć: tych starych, jeszcze czarno-białych, tych nowszych, o mniej lub bardziej wyblakłych paletach kolorów.
Zdjęcia cyfrowe nie starzeją się, tak jak tradycyjne odbitki. Zdjęcia cyfrowe są doskonale przemrożone, zakonserwowane w wiecznej młodości, trwają w idealnej hibernacji.
Tradycyjne fotografie nie pasują do kanonu współczesnej apoteozy nieprzemijalnej młodości. Mają w sobie cielesność i niedoskonałość, tak jak my, przemijającą i kruchą.
Żółkną, popieleją i bledną przecierane dzień po dniu szorstką rękawicą czasu.
Barwy gasną, powoli ulatują z papieru niczym kolorowe dymki.
Kształty i przedmioty przepoczwarzają się w cienie.
Kiedyś tak zgodnie odchodziliśmy razem, my i nasze fotografie. W doskonałej harmonii, ręka w rękę, gdy tykanie zegara, i bicie serca brzmiały do taktu, tak podobnie, czy to nie przypadek?
A zatem skończyła się epoka czasu rozsypanego w pudełku.
Teraz czas można zapisać w elektronicznym formacie JPG.
To komputery będą odliczać za nas dni do starości, w świecie, gdzie starość ukrywa się wstydliwie przed światem, gdzie w błysku neonów i fleszy nie widać, jak czas przebiegł wokół naszych powiek na kurzych łapkach, zaplątał się w bruzdach wokół ust.
Gdzie zegary już nie tykają.
A nasze wspomnienia zaklęte w JPG momentalnie zgasną, jeżeli padnie twardy dysk.
Można też w chwili desperacji skasować je jednym kliknięciem, rach, ciach, gilotynując przeszłość.
Piszę te słowa podając swe myśli maszynie, konwertując je w plik wirtualny.
Wesołych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz