niedziela, 19 grudnia 2010

Czas zapakowany

Święta, święta i czas pakowania prezentów.
To taki mój odwieczny rytuał.
Niby zwyczajne przedmioty opatulam w niezwykłe sukienki, nadając codzienności wyjątkowość.
Na podłodze lądują kartony, kolorowy papier, brokat i wstążeczki, plastikowe gwiazdki. Podłoga zamienia się w pobojowisko, fruwa sterta ścinków, skrawki kolorowego papieru i zafascynowane koty szeleszczą łapami wśród ścinków i tektury, probując pożerać plastikowe wstążki.
Wycinam z tektury pudełka szyte na miarę.
W sposób cudowny, na tym parkiecie zagina się pętla czasoprzestrzeni, przeżyte lata składają się do środka niczym złożony wachlarz. Od świąt do świąt. Mija kolejny rok.
A ja znów, siedząc po turecku na gołej podłodze zasypanej brokatem, znów przez mgnienie oka, mam sześć lat i... tak jak w przedszkolu wycinam z papieru gwiazdki na choinkę. Przez dwie godziny znów otacza mnie bezpieczna aureola beztroski. Wokół mnie błyszczy rój kolorowych motyli. Rozpromienia się Betlejemska Gwiazda, nad samotną stajenką, hej!
I mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, pięknie i spokojnie. Otacza mnie jasność, nadzieja, radość. Czas zapakowany do pudełek, przystaje na chwilę na bezpiecznym przystanku.




Wiem, że za chwilę ten blask zblednie, zgaśnie, spopieli się, niczym sylwestrowa raca puszczona w kosmos...

Próbuję ogrzać ręce nad tym błędnym ognikiem…
... nawet jeżeli jest to jedno, wielkie christmasowe oszustwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz